Spotkajmy się  

Spotkajmy się  

Ta wiedza może Ci się przydać!

Strefa blogowa

  powrót do strefy blogowej

28 października 2025

Czy ja się w ogóle do tych projektów nadaję…

Kiedy zaczynałam swoją pracę jako PM-ka, miałam wrażenie, że jestem totalnie sama. Niby był zespół, mój szef, inni PM-owie rozsiani po firmie. Spotykaliśmy się na wspólnych callach, wymienialiśmy statusy, komentarze, że każdy goni swój ogon… ale ja i tak czułam się jak na samotnej wyspie.

 

 

Byłam totalnie pogubiona.

 

Nie byłam pewna, z jakich narzędzi najlepiej korzystać, jaką metodyką się kierować, jak najlepiej prowadzić statusy, czy prezentować projekt przez Zarządem. Tyle tego było, a każdy mówił coś innego i każdy miał swoją własnę receptę na sukces.

 

Odpowiedzi szukałam (a jakże!) w internecie, na forach, zapisywałam się na coraz to nowe kursy, czytałam książki, słuchałam podcastów, żeby tylko znaleźć potwierdzenie, że dobrze wykonuję swoją pracę. Że jestem dość dobra.

 

 

Ale to potwierdzenie nie przychodziło.

 

Zamiast tego przychodziła frustracja. Bo paradoksalnie im więcej wiedziałam, tym bardziej miałam poczucie, że wciąż wiem za mało lub, że procesy, które funkcjonowały w mojej firmie nie są ‘idealne’. Że ja wciąż mogę zrobić więcej i lepiej. Jeszcze zrobię tylko jedno szkolenie, tylko ten jeden certyfikat…

 

Dopiero mentoring pomógł mi zrozumieć, że w zarządzaniu projektami nie chodzi o najlepsze procesy, znajomość teorii, narzędzia pod linijkę i bezbłędną checklistę. Zrozumiałam, że to umiejętność tworzenia swojej własnej rzeczywistości – dopasowanej do zespołu, ludzi, kontekstu i siebie samej.

 

 

Ta mała zmiana w myśleniu to był game changer.

 

Nagle to, co wcześniej odbierałam jako chaos, zaczęło wyglądać jak przestrzeń do eksperymentowania i szansa na ustawienie procesów pod rzeczywiste potrzeby.

 

Zrozumiałam, że w zarządzaniu projektami nie chodzi o wykucie PM Boka i płynność w posługiwaniu się wszystkimi narzędziami świata, ale o elastyczność w czerpaniu z dobrych praktyk, technik i wiarę w swoje kompetencje, gdy wszystko inne zawodzi. 

 

Ostatecznie każdy projekt jest inny, z inną konfiguracją ludzi, zadań, ryzyk. Można przyporządkować jedno podejście, ale czy to rzeczywiście zawsze się sprawdza?

 

 

Od tamtej pory trzymam się kilku zasad, które w końcu dają mi poczucie, że wiem co robię:

 

1. Nie jestem więźniem jednego podejścia i narzędzia: korzystam z tego, co mi w danym momencie projektu jest potrzebne. Testuję, próbuję, kombinuję – zamiast czekać na „idealne” rozwiązanie.

 

2. Tworzę procesy i rozwiązania pod ludzi, nie pod narzędzia. Zawsze szukam opcji jak można coś zrobić lepiej, bez pustych przebiegów lub zbędnej raportologii.

 

3. Odpuszczam to, na co nie mam wpływu: czyjaś choroba, ryzyko, o którym nie wiedziałam, procesowy bajzel w firmie. Skupiam się za to na rozwiązaniach i swoim własnym zasięgu kontroli. 

 

4. Nie zamiatam problemów pod dywan i nie czekam aż projekt się sam wywali, tylko jak widzę choćby najmniejsze ryzyko - reaguję lub sygnalizuję co się dzieje.

 

5. I najważniejsze - słucham swojej intuicji   – bo wierzę, że mam w sobie rozwiązania, tylko potrzebuję dopuścić je do głosu w odpowiednim momencie.

 

 

W chwili, gdy przestałam próbować wiedzieć wszystko, coś puściło. Zamiast wiecznej kontroli — pojawiła się ciekawość. Zamiast napięcia — przestrzeń na błędy i naukę.

 

I nagle okazało się, że to wystarczy, by znów poczuć sens i satysfakcję z tego, co robię.

 

A Ty? Nadal szukasz idealnego procesu, czy już tworzysz własny? ;)

 

Chętnie poznam też Twoją historię 

Znajdź mnie na:

Łucja Czajkowska z siedzibą we Wrocławiu. Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie treści oraz zdjęć zabronione. Obowiązek informacyjny przed wyrażeniem zgód na przetwarzanie danych (zobacz). Regulamin sklepu >> Realizacja: ColinMedia.eu